Schronisko w Wielu działa nieprzerwanie od października 2011 roku, oferując wsparcie osobom w kryzysie bezdomności. O codzienności placówki, wyzwaniach i sukcesach opowiada kierownik schroniska.
Od ilu lat działa schronisko?
Schronisko we Wielu funkcjonuje od października 2011 roku. Od tego czasu nieprzerwanie pomagamy osobom, które znalazły się w trudnej sytuacji życiowej i potrzebują nie tylko dachu nad głową, ale też wsparcia w powrocie do samodzielności.
Jak wygląda codzienne funkcjonowanie schroniska?
Nasza codzienność to zmaganie się z problemami ludzi, którym staramy się pomóc. Dbamy o zapewnienie podstawowych potrzeb mieszkańców placówki, ale równie ważne jest dla nas ich aktywizowanie. Zachęcamy podopiecznych do dbania o porządek, pomagania w utrzymaniu ogródka czy opiece nad kurami. Takie zajęcia pozwalają im oderwać się od własnych problemów i poczuć się potrzebnymi.
Jakiego rodzaju pomoc oferuje schronisko mieszkańcom – oprócz zapewnienia dachu nad głową?
Staramy się motywować naszych mieszkańców do podejmowania terapii, szczególnie w przypadkach uzależnień. Choć większość osób boryka się z problemem alkoholowym, coraz częściej spotykamy się też z uzależnieniami od narkotyków. Jeśli komuś uda się przełamać ten etap, wspieramy go w podejmowaniu aktywności zawodowej i usamodzielnianiu się.
Jakie są największe wyzwania, z którymi mierzy się placówka na co dzień?
Największym problemem są uzależnienia połączone z zaburzeniami psychicznymi. Osoby takie, zwłaszcza po spożyciu alkoholu, potrafią zachowywać się nieodpowiedzialnie – spać na ławkach, awanturować się czy dopuszczać drobnych kradzieży. W takich sytuacjach musi interweniować Policja, co niestety rodzi niechęć ze strony mieszkańców wsi. To dla nas trudne, bo staramy się budować z lokalną społecznością jak najlepsze relacje.
Czy spotyka się Pan z przypadkami osób, którym udało się stanąć na nogi i rozpocząć nowe życie?
Tak, mamy wiele pięknych historii. Są osoby, którym udało się wyjść z kryzysu, usamodzielnić i dziś nie potrzebują już naszej pomocy. Niektórzy wracają do nas jako wolontariusze, a część znalazła nawet zatrudnienie w naszej placówce Ich sukcesy to dla mnie największa satysfakcja – ich sukces jest moim sukcesem.
Jakie zmiany na przestrzeni lat zaobserwowano w pracy schroniska?
Z roku na rok coraz mocniej odczuwamy nadmiar biurokracji – coraz więcej dokumentów, coraz więcej „papierologii”, a coraz mniej miejsca na oddolne inicjatywy. Niestety system coraz częściej wymaga, by to człowiek dostosowywał się do procedur, zamiast by procedury dostosowywano do człowieka.
Czy jest coś, czego brakuje w systemie wsparcia osób w kryzysie bezdomności?
Brakuje elastyczności i zaufania do praktyków. System wsparcia jest coraz bardziej sformalizowany, co utrudnia indywidualne podejście do potrzeb konkretnych osób. Często to właśnie elastyczność i empatia są kluczem do skutecznej pomocy.
Jakie są najbliższe plany rozwoju placówki lub nowe inicjatywy?
Obecnie zależy nam na zwiększeniu liczby miejsc, ponieważ zgodnie ze standardami mamy ich zbyt mało. Chcielibyśmy również dokończyć dostosowywanie drogi prowadzącej do schroniska do wymogów przeciwpożarowych. Liczymy na to, że zdrowy rozsądek pokona urzędnicze interpretacje i uda się spełnić wszystkie wymogi formalne.
W jaki sposób osoby z zewnątrz mogą pomóc schronisku? Czego aktualnie najbardziej potrzeba?
Najbardziej potrzebne są rzeczy, które najszybciej się zużywają – odzież i materace. Każdy, kto chciałby nas wesprzeć, może to zrobić, przekazując takie rzeczy lub angażując się w wolontariat. Każda pomoc ma znaczenie.
Co w tej pracy jest dla Pana najtrudniejsze, a co daje największą satysfakcję?
Najtrudniejsze są chwile, gdy mimo wysiłków nie udaje się pomóc – gdy człowiek wraca na ulicę albo nie podejmuje terapii. Jednak największą radość sprawia widok tych, którym się udało. To, że ktoś zaczyna nowe życie, znajduje pracę, odzyskuje godność – to daje ogromną satysfakcję.